Obwinianie bankierów o cały aktualny kryzys finansowy i załamanie na rynku nieruchomości chociażby jest dość naturalnym wynikiem oburzenia na zbyt otwarte zaniżanie wymogów kredytowych względem klientów przez banki gotowe zrobić wszystko dla pozyskania kolejnych kredytobiorców. W USA wszystko zaczęło się już w 2007 roku, gdy w wyniku wzrostu bezrobocia oraz kosztów utrzymania drastycznie pogorszyła się sytuacja tych, którzy wzięli spory kredyt na budowę lub kupno nieruchomości. Ale faktem jest też, że większość tych rodzin problem z wypłacalnością miała nie tylko ze względu na nagły wzrost bezrobocia, ale także ze względu na swoją niepohamowaną potrzebę kupowania najróżniejszych dóbr, głównie za karty kredytowe i na debet. Takie podejście do banków na zasadzie lekkomyślności nie zwalnia oczywiście analityka bankowego z rzetelnego sprawdzenia, czy dany wniosek będzie miał duże szanse na dotrwanie do końca bez windykacji. W istocie jednak bankom na rękę było udzielać wielkich kredytów a nieruchomość była o tyle dobrym zabezpieczeniem, że w przypadku niewypłacalności klienta bank mógł przejąć całkiem nowy i ładny dom. Gdy jednak nagle okazało się, że klientów bez zdolności do wypłacenia się z długów są nie setki a setki tysięcy, doszło do całkowitego krachu na giełdach całego świata a efekty tego widać do dziś.
Leave a Reply